~ PROLOG ~
Była naprawdę piękna kobietą, chodzącą co dzień na zielona skarpę klifu, w miejsce gdzie stoją ruiny z rudej cegły. Umiała cieszyć się życiem jak mało kto. Wystarczała jej zaledwie garść ziaren lub owoców leśnych i szklanka wody. Zaraz po mizernym śniadaniu wybiegała w ulubione miejsce, tańcząc wraz z mewami.
Była zwykłą dziewczyną lubiącą przygody i morze. Pochodziła z kupieckiej rodziny, wiec nie gardziła złamanym groszem, podejmowała każdą dorywczą pracę.
Jej matka była chorą staruszką, a ojciec wędrował po miasteczkach, sprzedawając piękne, stare rzeczy.
Któregoś dnia do wioski zabłądził młodzieniec, utalentowany i uczony. Poznając cudowną kobietę, od razu się w niej zadurzył. Rok później zmarła najdroższa matka, wprowadzając w rodzinę wielką żałobę. Ojciec wyprawił ożenek w sąsiednim mieście i ani myślał wracać do swej pierworodnej córki.
Po paru latach młode małżeństwo zamieszkało niedaleko pięknego klifu, otwierając zakład jubilerski. Lata mijały, a młoda para spodziewała się dziecka. Niestety zły los przypomniał sobie o nieszczęśliwej panience z małej wsi, skazując ja na chorobę.
Mąż opłakiwał jej stan z każdym dniem i z każdą nocą.
Kiedy w końcu przyszedł dla niej czas rozwiązania, nieszczęsna po narodzinach dziecka skonała.
ೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂೂ
Zima objęła swoimi lodowatymi ramionami całe miasteczko. Nakryła szczelnie liczne, iglaste lasy, zmroziła pobliskie jeziorka i ozdobiła szronem wszystkie chodniki, budynki i parki. Wszyscy szykowali się do świąt. Wrzawa panująca w sklepach wzbierała z każdą godziną.
Szkoły i uczelnie powoli też dawały upust swoim podopiecznym. Organizowano apele świąteczne, wspólne kolędowanie, robienie ozdób, ubieranie choinki...
Zakorkowana ulica trzymała dzielnie w swych ryzach biednych ludzi, uwiezionych w ciepłych samochodach, wypełnionych po brzegi przesłodkimi kolędami.
-cholerne korki!-przystojny mężczyzna już chyba po raz setny stuknął w kierownicę. Kobieta siedząca obok zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Dziergając coś na drutach, podśpiewywała pod nosem piosenkę, która wydobywała się z głośników. Na tylnych siedzeniach, jak najdalej od siebie, znajdowała się dwójka chłopców. Starszy z nich, z lekkim uśmiechem na twarzy, oglądał ruchome reklamy na jednym z wieżowców, co chwila zabawiał rozmową wściekłego ojca.
Drugi z synów trwał w bezruchu, wsłuchując się w ciężki metal wypływający się ze słuchawek czarnej mp4. Buntownik. Czarny strój, dłuższe, postawione włosy i czarne paznokcie. Mało kontaktował się z rodziną, wręcz nie lubił prowadzić bzdurnych rozmów z rodzicami, już nie wspominając o 'głupim' starszym bracie-Oczka w głowie ojca.
-Sasuke ścisz to!-warknął podenerwowany sytuacją ojciec. Cisza. Mężczyzna ponowił rozkaz, na co nie było znowu żadnej reakcji. Itachi lekko trącił młodszego, na co ten spiorunował go zimnym wzrokiem. Jednak szybko napotkał łagodną twarz matki, szybko wykonał polecenie. Nie chciał jej denerwować w tym stanie. Dokładnie 5 miesięcy temu ich matka zaszła w ciąże. Wtedy, tak naprawdę, całą rodzina strasznie cieszyła się z tej wiadomości. Nawet Sasuke w duchu podskakiwał z radości i potajemnie błagał wszystkie siły, żeby to była siostra.
-Długo jeszcze?-zapytał od niechcenia ojca. Cisza. Wzruszył ramionami i przełączył utwór. Bawił się tak od początku podróży.
-Ojcze ile jeszcze będziemy jechać?-zapytał spokojnie Itachi, patrząc na smętnego braciszka
-Nie wiem Itachi. Może godzinę? no, góra 2...-powiedział spokojnie, obdarowując go miłym na swój sposób spojrzeniem.Wtem usłyszeli cichy trzask.
Sasuke zapatrzony w szybę, mocno ścisnął mp4, powodując pęknięcie ekraniku. "Zdenerwowany" to było mało powiedziane. "WKURZONY" to było mało powiedziane. Chłopak po prostu nie umiał zrozumieć dlaczego ojciec go tak strasznie nienawidzi. Za to całą tą nienawiść kierował zgrabnie w kierunku Itachiego. Tak na prawdę nie wiedział, że brat w większości podobnych sytuacji nie miał naprawdę nic złego na myśli. Chciał, żeby tylko wyszło na stronę Sasuke. Niestety z boku, wyglądało to zupełnie inaczej...
-Sasu-chan, nic ci nie jest?-zapytała troskliwie matka. Syn zaprzeczył i pogłośnił do tego stopnia, że całe zdania wyśpiewywane przez piosenkarza, słyszało zapewne małe dziecko w brzuchu pani Uchiha.
- Kurwa mac! wyłącz to w tej chwili!!-wrzeszczał Fugaku, uciszany nadaremnie przez Mikoto. Itachi patrzył na swojego braciszka z dziwnym wyrazem twarzy. Młody odczytał w nim to jedno uczucie, którego nienawidził najbardziej: litość.
-Ty mały gówniarzu! Nie wiem za co pokarali mnie takim synem! Naprawdę nie możesz byc taki jak Itachi!?-wycharczał bardzo poirytowany Uchiha.
Jakby przerażony Itachi zarzucił okiem na Sasuke. Ten siedział nieruchomo. Jednym ruchem wyłączył urządzenie. Słowa tak bolesne, mogły przebić się nawet przez najcięższy metal, przez najgorsza symfonię...raniły aż do końca.
Niespodziewanie młody poruszył się niespokojnie i szybko otworzył drzwi samochodu. Zanim student zdążył zareagować czy nawet coś powiedzieć, to drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem. Teraz tylko rodzina mogła oglądać plecy, biegnącego przed nimi chłopaka.
-I dobrze.-skomentował pan Uchiha, zapalając papierosa.
Biegł cały czas do przodu, przez śnieg i rozświecające ogólny hałas maszyny. Nie zwracał uwagę na nikogo, ani na nic. Nagle zboczył z asfaltu i łapiąc się barierki, zeskoczył na dół. W głębi dziękował za swoją zwinność. Kiedyś w tajemnicy przed rodzicami uprawiał Parkour, ale z wiekiem coraz rzadziej spotykał się ze swoimi kumplami...A na dodatek doszła ta cała przeprowadzka.
Oparł się o ścianę muru, daleko od autostrady. Westchnął głośno i zaczął się rozglądać. Wyszedł z pewnej ciemnej uliczki na główną alejkę. Ozdobiona była cudownymi stroikami, różnokolorowymi lampeczkami i śmiesznymi figurami. Gdzie nie gdzie biegały przebrane za mikołajki kobiety, rozdające ulotki sklepów. Wszyscy ludzie byli bardzo zabiegani, większość gadała przez telefon, goniła z kimś do sklepu lub z wielkimi torbami przemierzała truchtem długie odcinki.
Wydawało mu się, że ktoś wcisnął przycisk "przyśpiesz". On sam, wolno spacerował podziwiając piękne miasteczko.
Dopiero kiedy napotkał stary zegar umieszczony na jednej z lamp, lekko spanikował i postanowił spytać o drogę do nowego domu. Niestety wszyscy, których zaczepiał ignorowali go lub mówili, ze nie maja czasu. Zdenerwowany podążał dalej przed siebie. Dotarł do dziwnego miejsca, gdzie nie było aż tak tłoczno. Młodzi ludzie spokojnie siedzieli przy stoliczkach za szybami, gawędząc i popijając ciepłe napoje.
-Może tutaj dam radę...-szepnął i czekał, aż ktoś przyzwoity wyjdzie na zewnątrz. Niestety przez wyuzdany gust, żadna z osób opuszczających kawiarnie nie była odpowiednia. Jedni wyglądali na dziwnych, inni byli zaskakująco szczęśliwi, a par w ogóle nie chciał zaczepiać. Darował sobie też starsze panie, które przechodząc obok rzucały komentarze typu:"Jaki śliczny młodzieniec!", "Pewnie czeka na swoja dziewczynę!"
Wtem z pobliskiego sklepu papierniczego wyszedł młody chłopak. Sasuke podejrzewał, ze był w jego wieku. Zważywszy na posturę, należał do tych "szkolnych ofiar". Postanowił do niego podejść i zapytać, kiedy nie wiadomo skąd obok kruczowłosego znalazł się uśmiechnięty blondyn. Stali za daleko od siebie, żeby usłyszał o czym jest mowa, ale widoczne było, ze ta "rozmowa" polega na monologu blondyna.
Lekko speszony Sasuke, w końcu podszedł. Niższemu chłopakowi w ogóle nie przeszkadzała jego obecność, dlatego kontynuował swoja opowieść...
-...Zawsze zabiera wszystko ze sobą do domu i jest kłopot. Nie wiem dlaczego nie chce powierzyć czegoś na przykład Tobie! Jesteś zdolny...
-Sorry...-podniósł lekko rękę ku górze, zwracając uwagę chłopaków. Dopiero teraz zauważył, jak świetnie się oboje wypełniają. Blondyn miał ciemniejszą karnacje i słodkie, dziecięce rysy twarzy; za to jego kumpel wyglądał tak, jakby ktoś sypną w niego mąką. Mało tego ostre i niemiłe, czarne ślepia błyskały na każdą stronę. Z bliska nie wyglądał już na taka ofiarę.
-Co jest? Kim jesteś?-zapytał gorączkowo złotowłosy, oglądając buntowniczą postawę nieznajomego.Drugi zdawał się wcale nie zauważać przybysza...
-Dopiero co przyjechałem. Wiecie może, gdzie znajdę Himade?
Chłopcy spojrzeli po sobie i zdziwieni objechali wzrokiem nowego. Sasuke poczuł sie głupio i odwrócił głowę w bok.
-Himada? Dziwne, ze nie wiesz gdzie to jest...-skomentował ponownie blondyn
-Dopiero co przyjechałem...
-To największa i najbogatsza dzielnica w tym mieście-odezwał się zimno czarnowłosy.
-Pewnie jesteś dziany, skoro o to pytasz! Albo chcesz kogoś okraść...-zastanawiał się najniższy z nich. Po kilku sekundach znowu się uśmiechnął i machnął ręką na Sasuke
-Zaprowadzę cię! Do zobaczenia w szkole Sai!-zakrzyczał wprost do ucha kolegi i ciągnąc za sobą nieznajomego, opuścił placyk.
Powrót - rozdział 4
5 lat temu