Całe miasteczko ogarnęła ciemna noc, albo bardzo późny wieczór - jak kto tam woli. Jedyne światło, które oświetlało i tak nieznaną mi drogę, było to tryskające ze starych, metalowych latarni. Nigdy w życiu nie zwracałem uwagi na takie rzeczy, jak na przykład : ot zwykła latarnia. Zauważyłem, że przy niektórych z nich krążą chmury robactwa, które jedno po drugim upadało na ziemię, po bliskim spotkaniu z żarówką...
A jakby porównać życie ludzi do tych chmur robactwa? Każda 'gromadka' ma swoją latarnię, tak jak My mamy kraje, miasta, osady...Każde zapewne ma hierarchię, no i oczywiście każde z nich kolejno, niespodziewanie ginie. Jak się zastanowić, są bardziej podobne do Nas, niż się wydaje! W końcu co ma powiedzieć taki mały robaczek, który spalił się przez własna głupotę? Albo dziwne, nieco głupie (o ile to możliwe) ćmy-masochistki i żuczki-samobójcy, którzy przesadzili?
...
Co to za bzdury! Przez ciągłą paplaninę tego chłopaka, zrobiła mi się woda z mózgu!!
-...I co dalej z tym światem?-usłyszałem nagle zza siebie. Zdziwiony spojrzałem na blondyna, który z bardzo zaciekawioną miną wyczekiwał odpowiedzi...Ale właśnie. Wyczekiwał...Ale w końcu ja nic nie mówiłem! Chyba...
-ale...co?-zapytałem inteligentnie, zbity z tropu. Chłopak zmarszczył nos, przeszedł dookoła mnie i spojrzał na mnie jak na wariata
-Mówiłeś o świecie robaków, podobnym do świata ludzi...-wytłumaczył cicho, jakby niepewny mojej reakcji. Zamarłem, to znaczy, ze mówiłem na głos? Zaczynam fiksować!!
-To nie ważne, takie tam moje...dziwactwa...-odparłem uciekając od Niego wzrokiem. Oddalił się na półkroku i uśmiechnął szeroko. Dopiero teraz, tak na serio zlustrowałem go. Niski, drobny blondynek, o roześmianej twarzy dziecka. Jeko znakiem szczególnym były dziwne blizny na obu policzkach i...Piękne, głębokie, błękitne ślepia. Chociaż wyrażenie "piękne" nie za bardzo tu pasuje...Jego oczy podchodziły pod te z kategorii STRASZNE. Wydawało mi się, że jak w nie spojrzę to Mały dostanie się do mojej duszy, umysłu...utonę. Chociaż nie będąc samolubnym, że moje "Czarne Wrota" - jak zwykła nazywać je mama - także posiadały etykietkę STRASZNE.
-A wiesz co? Mam kolegę w klasie, który też zajmuje się robakami, znaczy nie zajmuje...no ale jednak chyba tak! Nigdy nie byłem w jego domu, ale ponoć Kiba był. Powiedział, ze ma tam taaaakie wieeelkieee akwaria z robakami!! Ale robaki nie sa wielkie, tylko akwaria...-zaczął nadawać. Westchnąłem i znowu pogłośniłem muzykę w mp3. Może to nie jest za grzeczne, ale co innego mam zrobić? Można rzec: To ostatnia deska ratunku przed kompletnym Bzikiem...
Nie rozumiałem, Jak on może tak cały czas gadać? Że też ma o czym!...Ale z tego co słysze, sporo ma tych kumpli...Jakiś Kiba, Saku..ra? Ino, Shi-cośtam...No i ten Sai z placu.
Zamyśliłem sie nieco, co mój towarzysz podróży odrazu zobaczył. Klepnął mnie lekko w ramie i zmusił do powrotu...
-Co?-burknąłem w jego stronę
-Tak w ogóle to do jakiego domu mamy się kierowac?-zapytał dośc poważnie. Trzasnałem reką o czoło. Debil. Przeszukując kieszenie, próbowałem znaleźc ten adres, który zapisałem wcześniej...
-Mam, numer 9. , wiesz gdzie to jest?-zapytałem lustrując kartkę. Blondyn znowu byłsna ząbkami, wyrwał mi kartkę i pobiegł kilka domów dalej. Muszę przyznac, Ojciec nieźle wybrał miejscówkę. Wysokie, dostojne domy, żywopłoty, małe fontanny przed domostwami...po prostu cud, miód, przepych i ubóstwo. Przynajmniej nie spotkam tu takich ludzi, pokroju TEGO CZEGOŚ! (tu spojrzałem na kręcacego się w kółko chłopaka, kło jednej z latarni). Poza tym, bardzo tu czysto! Kazdy dom ma śmietnik, z którego nic się nie wysypuje, tak jak to było na tym placu...Na końcu zatrzymał sie i pomachał do mnie ręka. Załamany i nieco zmieszany, wolno podążyłem za nim. Mimo wszystko, musiałem przyznac - Czasami ma jakies przebyłysi inteligencji...Czasami!
-To tutaj...-wskazał na spory budynek z garażem. Od razu poszukałem wzrokiem samochodu ojca...Jest. No to nie byłem pierwszy.
-Dzięki.
-Nie ma za co ^^
-...-chwila ciszy. Chłopak stał pzrede mną i uśmiechał sie miło. Nie wiedziałem, co mam zrobic?! No bo chyba nie czeka na słynne, serialowe "Może wejdziesz na kawę?". To beznadziejne! Jednak, musze coś wymyślic! Nie będziemy tak stac dopóki ktoś z mojej rodziny nie wyleci z tej groty Lwa!!
-ehm...Dzięki, jeszcze raz.-powtórzyłem patrzac w bok-Teraz lepiej już idź. Rodzice pewnie sie martwią...
-Martwiął? A no to chodz! Pokażemy, ze już jesteś! :]-złapał mnie za rękaw i zaczął ciągnąc w stronę drzwi. Zamarłem, zacząłem się wyrywac. Na szczescie z blondyna było chuhro i posżło gładko,,,
-Nie! Chodziło mi o twoich starych!
Zapadła kolejna cisza. Właśnie w tej chwili załamałem sie kompletnie. Ciekawe, za ile dni załapie, ze "starzy" to rodzice, a na dodatek rodzice nie moi, Kiby czy innej Sakino, a jego -.-"
-AA...no rodzice...ehm, tak no to ja idę ^^"-zaczął mówic pod nosem, spuszczajac jednocześnie głowę- Pozdrów rodzinę! ^.~
Kiedy pobiegł w swoja strone, jeszcze na chwile zrobił obrót, pomachał z wielkim usmiechem. Podziwiam ludzi, którzy żyją w słodkiej, różnokolorowej bańce mydlanej...
-Sasuke?-wysoki głos dotarł do mnie jak grom z jasnego nieba. Lekko odwróciłem głowę i zobaczyłem moją mamę, stojacą na ganku.
-Hej...Już wróciłem?
-Kochanie!-mama zaczeła powoli schodzic, wiec czym predzej podbiegłem do niej i złapałem za reke. Wszyscy wiemy, ze jej ciąża i tak jest zagrożona, a ona najchętnijej by cały dom przestawiła! Ale weź , z drugiej strony, przekonaj babę w ciąży...
-Wybacz, trochę mnie poniosło. Nie powinienem...przepraszam-mówiłem bardzo zawstydzonym tonem, nie patrzac jej w oczy. Zasmiała się. Chwyciła moją twarz, w swoje zmine dłonie i zmusiła, zebym pogłębił się w ciepłym, czarnym możu. Tak, pomimo, iż każde z Uchiha miało takie same oczy, to jak wpatrzyc się w nie lepiej, odczuwa sie co innego.
Moja matka, podobnie jak Naruto, w oczach dzierżyła ciepły, miły ocean, nieżmierzona i głęboka, nocna woda o czarnwj barwie.
Itachi, w swoich ślepiach zawsze posiadał nutke zalu, troski i ciepła. Zawsze przychodziła mi przy nim na myśl smoła lub błoto. Kusi swoją delikatnościa i połyskiem, zeby złapac i wciagnac w niewiadome, zepsute do kszty serce!
Ojciec jednoznacznie pasował na lodowiec. Jego oczy wyrażały tylko lód, śnieg i chłód. Czarny Lodowiec. Jedyna moc, która go rozpuszczała całkowicie, był Ten Ocean, w którym nawet najmocniejszy lód rozdrabniał się na kawałeczki.
Ja, jak już mówiłem, posiadałem zimne i niewiadome "czarne dziury". Wrota, w które wpadali tylko śmiałcy, przeżywali tam piekło. Zawsze, keidy odwracali wzrok, to z bojaźnią, albo strachem, kiedy nie pozostali tam wystarczająco długo. Bali się. Tylko słabi się boją.
Matka zabrała nie w swe ramiona i poprowadziła do kuchni, gdzie siedział Fugaku. Nie obyło się bez kłótni, szlabanu i zwyczajowym "Tatuś-leje-po-mordzie-za-zachowanie". Później, znaczy jak już mój policzek nabrał dziwnej barwy, mama zaczeła na niego krzyczec. Naderemnie. Zawsze to robi, ale nie daje to rzadnych skótków, a czasem nawet pogarsza.
Na moje szczęście ojciec boi się o mamę do tego stopnia, z enawet pod moim względem rezygnuje z dobicia i kopania leżącego...
Korzystajac ze wskazówek, wszedłem po schodach na górę. Spory korytarz i masa drzwi. Podoba mi się. Kiedy już zapoznałem się mniejwiecej z rozmieszczeniem pokoi, wlazłem do pierwszego pokoju po lewej. Zały zastawiony pudłami, z napisami "ZOSTAW!", "TYLKO TO TKNIJ ITACHI!!", "WŁASNOŚC SASUKE!"...
-Ehh! Jak w domu!-zaironizowałem, biorac sie do roboty. Pojutrze idę do nowej szkoły..."To cudownie" -.-...
-Sasuke, mogę?-zapytał bracziszek, zatrzymując na korytarzu
-Oczywiscie, ze możesz, dopóki nie przekroczysz linii pokoju ><*
-Spokojnie...błagam, nie rób tego wiecej! Nie wiesz, jak mama się zdenerwowała!
-...Przepraszałem już ja..
-A ojca? -.-
-Nie widzisz?-zakpiłem, pokazujac mu lewy policzek. Czułem, ze rana na nim pulsowała i promieniowała na całej lewej stronie twarzy. Itachi zamarł. Bez zastanowienia podszedł i lekko dotknął rany...Syknałem z bólu i kazałem mu wyjśc. Itachi zrobił groźna mine...i poczułem jak pod stopami "w tym bagnie" czuję ostre kawałki szkła. Trzasnął drzwiami i zbiegł na dół.
Powracajac do rozpakowywania, usłyszałem, jak z dołu brat kłóci się z ojcem. Łasiczka cały czas wrzeszczała, ze ojciec nie ma prawa mnie bic; drugi zatem używał arumentów typu : jestem jego ojcem! On jest moim synem! ...
Dopiero koło 22:35 do mojego pokoju ktoś zapukał. To była mama. Przyszła zobaczyc mój policzek. Oczywiscie odepchnąęłm jej pomoc. Bez przesady! Jestem dorosły!
Zmartwiona, posiedziała ze mna chwile, ucałowała, życzyła dobrej nocy i wyszła.
Byłem na tyle padniety dzisiejszym dniem, ze bez mycia, od razu położyłem sie spac. Jutro rozpakuję mojego kompa, ksiązki i płyty...Tylko zastanawiam sie, gdzie ja to upchnę? -.-" A no bo tak, Ojciec powiedział, ze dom bedzie "rekreacyjny" i nocowac tu beda jego koledy z pracy...Dlatego ja mam najmniejszy pokój, Itachi troche większy (w końcu pupilek i student ><), a rodzice najwiekszy.Inne, średnie oraz duże pomieszczenia zastępują gabinet, łazienkę dla gości, sypialnie dla gosi, salon dla gości.
-To miasto to jedna, wielka paranoja...-westchnąłem, przeczesując włosy ręką. Zasnałem prawie natychmiast, nic dziwnego...W kkońcu tyle kłótni, poscig, poznanie tego chłopaka, paplanina, pobicie, rozpakowywanie...
Dopiero traz zdałem sobie sprawe, ze nie zapytałem go o imię...
Powrót - rozdział 4
5 lat temu
Super. Dopiero dwa rozdziały, a już mnie wciągnęła ta historia. Uwielbiam tę parkę. Masz bardzo lekki i przyjemny sposób pisania. Mam nadzieję, że będziesz pisała częściej. Ja też piszę yaoi, w większości SasuNaru/NaruSasu więc serdecznie zapraszam:
OdpowiedzUsuńhttp://blogi-yaoi-hentai-by-hikaru-chan.blog.onet.pl/
Pozdrawiam i życzę weny.
Hikaru-chan
Bardzo cikawa notka. Oczywiście znowu zdenerwowałam się, że tak krótko.
OdpowiedzUsuńI jedno pytanie: Czemu na twoich blogach rodzice tak krzywdzą Sasuke?